Po pierwszej wygranej bitwie nadeszło spokojniejsze popołudnie.
Nao Tathel nie podjął jeszcze działań, a ludzie w krainach dawnego Imperium Rozynu cieszyli się z tego, że odżyły  ich Słuchadła.
– Myślę, że nadeszła pora, by dokonać przeglądu naszych wojsk – rzekł Landgraf do Wicehrabiego.
– To prawda – odpowiedział Wicehrabia i przywołał adiutantów.
Pół godziny później, we wszystkich obozach sprzymierzonych, odezwali się trębacze.
Landgraf dziarsko dosiadł konia.
Za nim podążył Wicehrabia ze sztabowcami.
Po chwili byli już na pierwszym apelowym placu.
Armia Landgrafa, tylko z pozoru była różnobarwną zbieraniną.
Liczne szeregi, karnie stawiły się pod komendę i szybko reagowały na rozkazy.
Apele w kolejnych obozach przebiegały sprawnie i bez zwłoki.
– Co o tym sądzisz, mości Wicehrabio?
– Myślę, że pora jutro ruszyć w drogę… – odpowiedział arystokrata.
A kiedy przyjaciel Landgrafa wyrzekł te słowa, w obozach posłyszano narastający tętent tysięcy końskich kopyt.
– A więc zaczęło się… – pomyślał Landgraf i… – Formować szyki! – krzyknął do żołnierzy!
Nim jednak kolumny zdołały ustawić się do strzału, na apelowym placu pojawił się pierwszy ze spłoszonych koni.
Po nim nadbiegły kolejne.
Było ich całe mrowie.
Mocno zdrożone, biegły w bezładzie.
Niektóre z nich miały jeszcze siodła.
Siodła były zdobne w zielono-złote barwy.
Wicehrabia wydał rozkaz, by je wyłapano.
– Jakie znaki mają u boku? – spytał Wicehrabia.
– To herby Królestwa Geworii – odpowiedział Landgraf.
– Na Moc Absolutu! – wykrzyknął Wicehrabia – Toż to wierzchowce najsłynniejszej kawalerii Świata!
– Tak, mości panie Wicehrabio, ta wojna będzie bardzo ciężka, ale jak rzekłeś, czas już ruszać w drogę.
Na rozkaz Landgrafa konie Kawalerii Królestwa Geworii nakarmiono i oczyszczono.
Zgodnie z wolą wodza, na tych właśnie koniach ruszyć mieli do boju landgrafowi ułani.
– Pomyśl tylko, mości panie, jak wielka będzie radość mieszkańców geworyjskiej stolicy, gdy dotrzemy tam na nich, przynosząc królestwu upragnioną swobodę…