RobertGorczyński.pl

Widzę Myślę Piszę

Month: październik 2016 (page 1 of 2)

Eliksir.

Wetrzesz go tylko tyle, ile zmieści się na paznokciu,
poczujesz się o niebo lepiej i będziesz mógł (niczym młody bóg!), przenosić góry.
Wetrzesz go tyle, co na palcu,
sprawisz, że cofnie się czas i znajdziesz się z powrotem w rodzinnym domu.
Weźmiesz go na górkę, sprawisz że Słońce w miejscu stanie,
a ty wysiądziesz z czasu jak pasażer z tramwaju.
Lecz nadal będziesz mógł pozostać w tym stanie,
tylko tyle, ile wynosi stosunek zbyt wielkiej dawki do mocy twojego ciała.
A jeżeli weźmiesz go jeszcze więcej
zaniknie już wszystko
i pozostaniesz tylko ty
jak wycięta postać z tła
I będziesz miał ogromną moc
zdolną przywołać każdego
lecz zbyt małą by powrócić tam
gdzie nie trzeba ci było eliksiru…

Radocha!

Gdyby nie była taka fajna,
mogła by być tak bezwzględna jak Młot Thora!
Faktem jest, że zrywa się tak niespodziewanie jak burza,
i pędzi nieokiełznana od jednej roześmianej twarzyczki do drugiej.
A kiedy się kończy, wszyscy czerwienieją ze wstydu.

Przydarzyło mi się to już kilka razy w życiu
I za każdym razem odkrywałem
Jakieś jej drugie dno.

Bo każda radocha jest
czymś podszyta.
A ta najlepsza,
taka sama z siebie,
To bardzo często mit.

Jastrząb.

Dziób,
Skrzydła,
Szpony,
I charakter. ..

Myślę, że to ostatnie jest najważniejsze.
🙂

Pierun nad Litwą.

Jaśnistym ogniem poraził pielgrzyma.
Zszedł nad lasem ku ziemi.
Rozwidlił się i runął!
W pobliskiej wsi ludzie pobudzili się.
Dzieci zapłakały, baby podniosły lament,
a mężczyźni wyszli przed chaty!
I wtedy stał się cud…
Ostrobramska Maryja zajaśniała pośród nocy.
Odbiła się blaskiem w falach Świtezi
I promieniami oświetliła wszystkie wileńskie ulice!
Ponoć nawet na jednym z placów pojawił się cień Adama Mickiewicza.
Natomiast Nina zbudziła się w środku nocy…
🙂

Dla Kasieńki.

Piosenka płynęła nad ulicami. Z tej odległości nie usłyszałem jej słów.
Słyszałem tylko brzmienie.
Intrygujący rytm: trak taka tak tak trak dua tak…
Było sobotnie popołudnie. Nie miałem nic do roboty.
Postanowiłem więc pójść jej śladem.
Trak taka tak tak trak dua tak…
Rytm… rytm… rytm!
Szedłem w kierunku rzeki. a dźwięki stawały się coraz bardziej wyraźne i głośne.
Przyspieszyłem kroku. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w miejscu, gdzie stoi orkiestra, grupa muzyczna, albo grajek solista.
Minąłem dwie przecznice, aż doszedłem do rozwidlenia ulic.
Stały tam wysokie barokowe kamienice.
W ich oknach od parteru, aż po strychy, pstrzyły się kolorowe kwiaty.
Drzwi niektórych domów były otwarte.
Inne zamknięto na głucho.
Niektóre sprawiały wrażenie nieotwieranych od stuleci.
Miasto nie było jednak martwe. Wręcz przeciwnie!

Trak taka tak tak trak dua tak…

Teraz zdałem sobie sprawę, że ten rytm to puls.
Znowu przyspieszyłem kroku.
Bałem się, że nie zdążę i muzyk lub muzycy zakończą swój koncert zanim ich zobaczę. Miałem jednak szczęście. Wybrałem jedną z rozwidlających się ulic.
I ku mojej radości, muzyka była coraz głośniejsza!
Aż po kilkuset krokach (opłaconych zadyszką!), znalazłem się na rozległym placu z kolumną, pod którą koncertowała grupa składająca się trzech dziewczyn i dwóch facetów.
Mężczyźni grali na saksofonach. Dwie dziewczyny na skrzypcach,
a trzecia – używając przenośnego mikrofonu – śpiewała piosenkę:
Nie jestem pewna czy mnie znasz.
Nie jestem pewna skąd cię znam.
Patrzysz jednak na mnie tak
Jakbyś widział każdą moją myśl.
Daj mi więc słowo, że się nie zatrzymasz
Kiedy będzie trzeba pójść
Tam gdzie nie ma gór,
Gdzie nie ma miast,
Gdzie nie ma łąk!
Powiedz mi tylko ,
Że ze mną będziesz,
Kiedy nie będzie już niczego…

Trak taka tak tak trak dua tak…

Plac był piękny. Otaczały go pałace i kamienice.
Jeden z jego narożników kończył się schodami.
W dole widać było wielką, głęboką rzekę.
Co jakiś czas rzeką sunęły, na przemian, barki albo wycieczkowe stateczki.
Wybrałem ławkę pod drzewem i latarnią. Kiedy na niej usiadłem zatopiłem się w muzyce.
Dziewczyny były ładne, a faceci świetnie ubrani.
Niesiony muzyką nie zauważyłem zachodu słońca.
Młodzi muzycy grali jeszcze długo. Widać było, że sprawia im to prawdziwą przyjemność.
Ja też nie zamierzałem ruszać się z tego bezpiecznego miejsca
Dookoła skrzyły się pięknie oświetlone domy.
A w pewnym starym pałacu, w oknie na strychu, jarzyło się osobliwe, błękitne światło.
Pomyślałem sobie, że to jakiś fajny LED.
(A Duch Miejscowego Doży podobno był szczerze rozbawiony moją pomyłką).
W końcu przybyszowi z północy mogą zdarzać się podobne rzeczy.
Miałem prawdziwe szczęście, że miał słabość do słabości barbari…

 

Poszła na plażę.

Biegła długo.
Jej oddech gorący…
Nie widziałem nigdy takiej dziewczyny.
(Starałem się więc unikać myśli o niej).
Uznałem, że to zbyt niebezpieczne…
Niestety…
Niedługo…
Spotkaliśmy się razem nadzy.
Namiętni.
W jej łóżku.
W środku nocy…

Wiejski gitarzysta.

Siedząc na ławeczce zagra wszystko, co podpowie mu dusza.
Wiejski gitarzysta.
Niezbyt tu potrzebny,
Jak każdy kto na wsi nie zajmuje się uprawą roli.
Wiejski gitarzysta…
Pan nocy…
Pan spraw męsko – damskich…
Przy jego muzyce niejedna para poszła w krzaki.
Wiejski gitarzysta.
Kultura pierwszego kontaktu.
Strefa wzruszeń i prostych namiętności.
Gdyby go zabrakło
Trzeba by pójść gdzieś daleko,
By nie zacząć wyć…

A jeśli

Jeśli
Jeśli
Z pewnością znajdzie się ktoś,
Kto to dookreśli.
🙂

Jeśli masz węża w kieszeni.

To go miej.
Bo wtedy jest szansa,
że ktoś kiedyś znajdzie pod twoim łóżkiem
tę wielką pełną skarpetę
i wtedy zacznie godnie żyć.
🙂

Jeśli jesteś kapitanem.

Nie wypływaj nigdy w morze
Bez odpowiedniej ilości grogu.
🙂

Older posts

© 2024 RobertGorczyński.pl

Designe By ilonaDESIGNGóra ↑