O Krzysztofie Kolumbie można powiedzieć tyle,
że nie ugiął się wtedy gdy przed sobą miał jedynie ocean,
a załoga koniecznie chciała wracać do domu…
Sztuką jest więc nie rezygnować,
gdy inni mają cię za szaleńca.
Jednak prawdziwym geniuszem jest ten,
kto trafnie wyznaczy swój cel.
Bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo
kto jest Kolumbem, a kto Hitlerem.
Szczególnie wtedy, gdy okręty nie dotarły jeszcze do brzegu…
Można oczywiście zastanawiać się na ile Krzysztof Kolumb winien jest nieszczęścia Indian?
Pytanie tylko, czy gdyby Kolumb nie wyruszył w swoją drogę,
to nikt inny nie podjąłby tego wyzwania?
Osobiście szczerze w to wątpię.
„Nowy Świat”, tak czy owak, zostałby odkryty.
Mielibyśmy tylko dziś w pamięci nazwisko innego śmiałka.
Inna, jeszcze bardziej szokująca rzecz:
Wyobrażacie sobie co czuli Indianie,
kiedy pierwszy raz zobaczyli okręty odkrywcy?
Przychodzi mi na myśl porównanie z nagłym
i niespodziewanym atakiem Kosmitów.
Głupie?
Absurdalne?
A jednak…
Tam to się stało.
Jeden Świat zniszczył drugi.
Inna kwestia:
Czy owo zniszczenie nie było pewnego rodzaju uwolnieniem?
Choćby od składania ofiar z ludzi?
Czy zatem dzisiejsi np. Brazylijczycy są szczęśliwsi od dawnych Indian?
Najnowsze komentarze