Była niedziela.
Wstałem około 8.20.
Bardzo wcześnie, jak na tę porę tygodnia.
Domownicy jeszcze spali.
Na internetowych stronach dominowały doniesienia z poprzedniego wieczora.
Dookoła panował niczym niezmącony spokój.
Niewzburzony podszedłem więc do okna.
Spodziewałem się zobaczyć to, co zwykle:
kawałeczek lasu wystający zza sąsiednich bloków,
szczyt nowoczesnego kościółka za rogiem ulicy,
osiedlową drogę wewnętrzną z zaparkowanymi, bogatymi gablotami Polaków,
i porannych spacerowiczów palących papierosy podczas wyprowadzania psów…
Nic jednak z tych rzeczy!
Byłem zupełnie sam.
Jak okiem sięgnąć otaczało mnie pustkowie,
a nad tym wszystkim płonęło upiorne…
Błękitne Słońce.
Po za tym dziwnym Słońcem na niebie nie było niczego,
prócz jednego jasnego punktu,
który w mgnieniu oka zapłonął mocnym światłem,
a później szybko zaczął się pomniejszać.
To samo stało się z Błękitnym Słońcem.
Ono także nagle rozmyło się w powietrzu.
A później zobaczyłem wszystkie te widoki,
których się spodziewałem…
-Jak długo mam wam powtarzać, że każda taka akcja może doprowadzić do kontry z ich strony?! – zapytał z oburzeniem ogromny Kosmita. – Jak długo mam wam tłuc do tych waszych otępiałych czułek, że Ziemianie są nieprzewidywalni, a ich reakcje potencjalnie niebezpieczne?!
-Przepraszamy! – odpowiedzieli chórem mali Kosmici.
-Przeprosiny to za mało! – upierał się ogromny. – Macie być mądrzejsi! Inaczej nigdy już was nigdzie z sobą nie zabiorę! – wściekał się nie na żarty. – Tym razem mieliście wyjątkowe szczęście, bo zobaczył was literat, czyli człowiek z inklinacjami do wyobrażeń i konfabulacji! Cieszcie się, że przy oknie nie było naukowca, żołnierza, albo amerykańskiego polityka, bo wtedy wszystko mogłoby potoczyć się całkiem inaczej!
-Przepraszamy! Poprawimy się! Przepraszamy! – obiecali mali.
-No dobrze – rozpogodził się ogromny Kosmita. – Mam do was słabość, więc wam wybaczam. Podejrzę też, co tam wysmarował ten nieszczęśnik. I mam nadzieję, że wymyślił jakąś kompletną bzdurę, bo bardzo nie lubię całego tego usuwania śladów…
P.S.: Może i nie widziałem Błękitnego upiornego Słońca, ale pewnej nocy zobaczyłem jasny punkt, który rozbłysł i szybko zaczął znikać. Tak jakby odlatywał…
Jak myślicie, co się teraz stanie?
Najnowsze komentarze