Vitallina ocknął się w kapsule. To właściwe słowo, bo on naprawdę się ocknął.
Najpierw  pomyślał, że jest w łazience, bo wszystko wokół niego było białe.
Pierwsze więc co zrobił, to się zeszczał.
Automatyka jednak precyzyjnie poradziła sobie z tym problemem.
Vitallina nie poczuł nawet zapachu moczu, tylko od razu woń lawendy.
Wtedy chłopak zrozumiał, że coś jest nie tak.
Spytał więc niepewnie:
– Gdzie ja jestem?
W tej sytuacji podjęto na Ziemi decyzję o częściowym ujawnieniu prawdy. W końcu teraz od Vitalliny zależało powodzenie misji.
– Na skutek pomyłki znalazłeś się w przestrzeni kosmicznej – odezwał się głos w jego kabinie. – Jesteśmy z ciebie dumni. Nie masz też powodu do obaw. Tak naprawdę tego rodzaju misje podobne są do jazdy autobusem, albo tramwajem. Nam zależy tylko na tym, abyś mówił nam na bieżąco co widzisz i co czujesz. Jeśli to zrobisz, zapewnisz sobie dostatnie życie do końca swoich dni.
Vitallina nie miał wątpliwości. Przystał na ten układ z ochotą. Dożywotni urlop, to było przecież coś o czym zawsze marzył.
– Ale nie wystawicie mnie do wiatru? – spytał pewnym siebie głosem.
– W tej kabinie i w naszym centrum, wszystkie rozmowy są nagrywane, a wszelkie zapewnienia mają moc umowy – zapewnił operator misji.
– Skoro tak, to jesteśmy umówieni. Zapytam tylko na ile?
– Operator usłyszał w słuchawce, że będzie to kwota 5. tysięcy dolarów miesięcznie wypłacana do końca życia Vitalliny.
I tę informację bezzwłocznie przekazał chłopakowi.
Vitallina stwierdził jednak, że interesuje go 6 tysięcy.
Operator zapewnił, że przekaże dowódcom jego propozycję.
Szefostwo zgodziło się od razu, ale poprosiło by przetrzymać negocjatora w niepewności aż czterdzieści pięć minut.
To wystarczyło by Vitallina ucieszył się z porozumienia.
Turkusowy okręt zajął docelową pozycję dwie godziny później.
W tym czasie stało się jednak coś nieprzewidzianego.
Kapitan Nikkondaha dowiedziawszy się co zaszło, wściekł się nie na żarty.
Kierownictwo jednak poleciło mu zachować gotowość.
Kapitan po rozmowie z przełożonymi poszedł do łazienki.
Umył twarz i spojrzał w lustro.
I wtedy oficer zobaczył siebie w mundurze admirała, a bezosobowy głos oświadczył, że ma dla niego propozycję.
Głos dobrze wiedział, że jego miejsce w statku zajął ktoś przypadkowy.
Zaproponował mu więc rolę przedstawiciela kosmitów na ziemi.

Kapitan rozumiał znaczenie słowa: zdrajca.
Zameldował więc o tym wydarzeniu przełożonym.
Przełożeni podejrzewając raczej załamanie nerwowe oficera, zaproponowali mu stałą dyskretną obserwację.
Lecz to, z czym mieli się zetknąć wkrótce przerosło ich przewidywania…
C.D.N.