Gdy zdarza się coś takiego jak „bezbrzeżna rzeka”
Natychmiast zapominamy o urokach plażowania na żółtym piasku.
Bunt rzeki nazywamy powodzią,
Ubieramy się w mundury,
I znajdujemy w sobie siłę,
By znikąd znosić tysiące worków z piaskiem.
Budzi się w nas solidarność,
Dłoń spotyka się z dłonią,
I ze strachem czekamy aż to się skończy…
I to się zwykle kończy.
A wtedy przez moment zastanawiamy się nad przyczynami.
Ale tylko przez moment,
Bo później spada na nas zapomnienie.
Aż do następnego razu…
Do momentu gdy jedna „bezbrzeżna rzeka”
Stanie oko w oko z drugą…
11 czerwca 2017 at 14:22
I zawsze znajdziemy usprawiedliwienie brakiem funduszy albo ważniejszym sprawami
12 czerwca 2017 at 09:00
Tak, jakoś mało pojętni jesteśmy…
12 czerwca 2017 at 17:21
I dlatego musimy być witalni i gracko biegać z tymi workami,
Zamiast, jak przystoi ludziom kulturalnym, przy kawce delektować się porywczością natury.
(Nie, żebym bezkrytycznie chwalił kajzerowskich zarządców infrastruktury, ale…)
🙂