Zautomatyzowana misja obserwacyjna wyruszyła sześć dni po odebraniu pełnego raportu z misji Nikkondaha .
Automatyczny okręt miał kształt gigantycznego turkusowego sześcianu z jednym tylko odstępstwem od tej formy – niewielką owalną kapsułą wkomponowaną w jeden z rogów pojazdu. W kapsule umieszczono zahibernowanego Kapitana Nikkondaha.
Jego rola w tym przedsięwzięciu była ściśle określona – nie miał on odzyskać przytomności. Miał on natomiast być nieświadomym dawcą wskazówek. Serum prawdy i inne bioaktywne substancje, miały wywołać w nim nieodpartą chęć dzielenia się wszystkim tym o czym wiedział, a ściślej, co przeżył podczas spotkania z Kosmitami
(których kierujący misją konsekwentnie nazywali „obcymi”).
Turkusowy sześcian sześć minut po starcie zbliżył się do strefy, w której sonda Nassitius i statek Nikkondah napotkały Kosmitów. Kłopot polegał jednak na tym, że w owej owalnej kapsule zamiast Kapitana Okrętu Nikkondah znalazł się ktoś całkiem inny.
Człowiek ów nazywał się Vitallina Rumble Lasta i do tej pory zajmował się roznoszeniem gazet w dzielnicy, w której kapitan mieszkał.
Pech, albo szczęśliwy traf, chciał że znalazł się on pod domem Kapitana akurat wtedy, gdy podjechała tam rządowa limuzyna mająca odwieźć astronautę na miejsce startu.
I kiedy Vitallina zbliżał się do drzwi by wrzucić w skrzynkę poranną gazetkę, echo słonecznego rozbłysku dotarło do procesora komputera głównego pojazdu i zakłóciło jego percepcję. W efekcie, komputer pokładowy limuzyny, utracił część danych, zachowując jedynie informacje o czasie i miejscu spotkania. A że Vitallina wstrzelił się w ten czas idealnie, został przez pojazd zaabsorbowany. Z początku Vitallina próbował wyjaśniać sytuację, a nawet czynnie protestować, ale przetrącony program komputera nie uwzględnił dodatkowych danych i nieszczęsny doręczyciel gazet najpierw trafił na kosmodrom, a następnie został przejęty przez aparaturę wprowadzającą, by po jakichś trzech minutach, bez możliwości skutecznego protestu, zostać zahibernowanym.
W tym czasie Kapitan Nikkondaha próbował skontaktować się z bazą i biurem odpraw.
Dziwił się bowiem, że nikt po niego nie przyjechał, a czas startu zbliżał się nieubłaganie.
Jednak rozbłysk słoneczny sparaliżował zarówno łączność telefoniczną, jak i komputerową.
Tymczasem hibernatus owinięty pięknym skafandrem z emblematami pewnej znanej kosmicznej agencji został załadowny do kapsuły i po chwili znalazł się w obrębie okrętu skonstruowanego na bazie sześcianu.
Komputer odnotował załadunek i nakazał start.
I tak właśnie zaczęło się wydarzenie zwane później: Złotą Misją Vitalliny.

C.D.N.