Potężna konstrukcja Latającego Mostu przetoczyła się nad głowami żołnierzy. Konni uspokajali zaniepokojone rumaki. Piesi z zaciekawieniem zadzierali głowy. Dookoła panowała głęboka cisza. I tylko ryk motorów był znakiem tego, że coś się dzieje.
– Czy uda się nam wygrać wojnę z Dzikimi? – spytał Wicehrabia.
– Uda nam się, ale tylko pod jednym warunkiem – odpowiedział Landgraf.
– Jaki to warunek?
– Zwyciężymy, jeśli wszyscy rzucimy na szalę własne życie – odpowiedział Landgraf. – Latający Most, umocnienia nafaszerowane armatami, kanonierki, Mówiąca Roślina i wszystkie inne pamiątki po Rozynie dały Naszym Przodkom przewagę, ale nie przyniosły Im zwycięstwa.
– Co się więc stało?
– To proste. Nie było w nich wiary.
– I to wszystko? – zdziwił się Wicehrabia.
– Nie – odpowiedział Landgraf. – Teraz to już nie wystarczy. Nawet jeśli zawładniemy wszystkimi imperialnymi artefaktami i uwierzymy w wygraną, nie wygramy.
– Czego więc nam brakuje?
– Niczego.
– Nie rozumiem.
– Ależ to jest bardzo proste – odpowiedział Landgraf. – Właśnie to pojąłem! Nasz Świat działa jak Wielkie Wahadło.
Wczoraj my, dziś oni, a jutro znowu my.
I nie dopatruj się w tym wszystkim, Mości Wicehrabio, żadnej sprawiedliwości.
Nie dopatruj się ani dobra, ani zła.
Bo tak to już po prostu jest:
Raz oblegasz zamki…
Innym razem jesteś oblegany.