Z wielkim smutkiem i żalem przyjąłem wieści o tragicznych wydarzeniach na Sri Lance.
Byłem w sobotę wieczorem na Mszy Rezurekcyjnej w jednym z polskich, urokliwych kościółków.
Nawiązałem w ten sposób do staropolskiej, sarmackiej tradycji.
Ksiądz wygłosił kazanie, w zgodzie z własnym sumieniem
(czy się utożsamiałem ze wszystkimi Jego tezami, czy nie… moja rzecz),
ALE NIE WYOBRAŻAM SOBIE. BY W TYM CZASIE WESZLI DO TEJ ŚWIĄTYNI, JACYŚ CHOLERNI BARBARZYŃCY,
BY ZABIJAĆ MOICH RODAKÓW I BRACI!
BO WTEDY SŁOWA KSIĘDZA, Z KTÓRYM SIĘ CHWILOWO NIE ZGADZAŁEM, NIE MIAŁYBY ŻADNEGO ZNACZENIA!

Bo w takich chwilach liczy się tylko jedno:
WARTOŚĆ LUDZKIEGO ŻYCIA.
I MIŁOŚĆ…

Ta, która Nas Wszystkich Kiedyś Zjednoczy.
I ja w to wierzę.