ZASPA!
*
– Te schody przy kaplicy, to świetne miejsce! – stwierdził Kolega Roberta. – Można tu sobie skoczyć zza barierki, albo jak jest śnieg, zjechać w dół! No i blisko stąd do mostków, albo do tego wału przy murach za sądem!
– Nooo…! – zgodził się Robert – A na dodatek teraz jest śnieg! I nie posprzątali… to sobie zjedziemy!
– Jasna sprawa! – przystał z ochotą Kolega.
*
I nie zastanawiając się dłużej, chłopcy zjechali po nieuprzątniętych, grubo zaśnieżonych schodach.
Po mistrzowsku stosując przy tym technikę: „na butach”.
*
– Ale zaspa! – skonstatował Kolega Roberta, gdy zakończył zjazd i mógł już spokojnie przyjrzeć się podstawie schodów.
– No… Tyle śniegu, to już dawno nie było! – potwierdził Robert, gdy znalazł się obok Kolegi.
– To co robimy? Bałwana?! – spytał Kolega, bo żal mu było przegapić taką fajną zaspę, a tym bardziej zostawić ją jakiejś klasowej lub szkolnej konkurencji.
– Tyle czasu to nie mamy… – ocenił Robert. – Za chwilę roraty…, ale po roratach możemy zostać i coś zrobić.
– Szkoda… Zostało jeszcze piętnaście minut…– stwierdził z rozterką w głosie Kolega patrząc na swój nowiutki, komunijny zegarek.
– Ty… Mam inny pomysł! – Robert doznał nagłego olśnienia. – A gdybyśmy tak poszli na lody?! Tam jest sklep.
– Lody w zimie?! Ogłupiałeś?!
– A wcale że nie! – oburzył się chłopak. – Słyszałem, że zdrowo jest jeść lody w zimie! Mniejsza różnica temperatur, a tam mają te wielkie i żółte, jak kostki masła! Śmietankowe, albo cytrynowe!
– No…. dobra – stwierdził po chwili wahania Kolega Roberta. – Niech ci będzie! A masz forsę?
– Dla siebie mam – odpowiedział Robert.
– To dobrze. Ja też mam. To idziemy!
*
I chłopcy poszli do sklepu, a że w sklepie nikogo nie było, to szybko te lody kupili i zjedli. A gdy Kolega Roberta znowu spojrzał na swój zegarek zorientował się, że do mszy zostało już tylko siedem minut.
Poza tym, wszyscy inni uczestnicy rorat weszli już do kościoła.
– No to co, włazimy?! – rzucił Kolega i przyspieszył kroku.
– Włazimy! – zgodził się Robert i obaj zbliżyli się do kaplicy.
– Dobra, ale ja nie zdejmuję czapki! – powiedział nagle Kolega i w tym samym momencie z całych sił naparł na ciężką klamkę, po czym drzwi świątyni z głośnym zgrzytem rozwarły się na oścież.
– Ale w kościele czapkę trzeba zdjąć! – zaoponował Robert, gdy mijali próg kościoła.
– Muszę odmarznąć, a poza tym roraty się jeszcze nie zaczęły. Zdejmę więc czapkę, kiedy się zaczną! – odpowiedział Kolega i zajął miejsce przy końcu kościelnej ławki.
– No dobra, to ja też nie zdejmuję – zdecydował ostatecznie Robert.
*
Ksiądz pojawił się nagle…
Akurat wtedy, gdy Kolega relacjonował Robertowi najlepszą scenę z ostatniego odcinka „Stawki większej niż życie”.
– No i Kloss wyjął pistolet i wycelował do tego szkopa z eses. On coś powiedział po niemiecku, a Kloss strzelił… – zdążył jeszcze dodać Kolega Roberta, gdy wokół chłopców rozpętało się prawdziwe piekło.
– Co to jest?! Co to ma znaczyć?! – wyszeptał Ksiądz tak głośno i mocno, że w cichej kościelnej nawie szept kapłana rozniósł się momentalnie lotem błyskawicy.
– W czapkach mi tu siedzicie?! W Domu Bożym?! – ciągnął kapłan z wielką pasją. – Zdejmować mi te czapki! Ale już!
No i te rozmowy! Rozmawiać w kościele o jakichś sprawach, a nie modlić się?! Nie zachowywać ciszy?! Nie uszanować Ojca?! To obraza! To jakaś… ORGIA! – wyszeptał Ksiądz, w zdawało się, najwyższym dostępnym i możliwym tonie.
Wtedy też chłopcy nieco już przestraszeni zdjęli czapki.
A Kolega Roberta już miał wydusić z siebie coś na kształt nieśmiałych przeprosin spodziewając się usłyszeć z ust Księdza jakieś rytualne: „żeby mi to było ostatni raz!”
(czy coś w tym stylu), gdy nagle Roberta coś podkusiło:
– A co to takiego ta ORGIA, proszę księdza?! – spytał niemal na cały głos, pełnym zaciekawienia tonem, kompletnie nie przeczuwając dalszego biegu zdarzeń….
– Co….?! Jak?! Nie bądź bezczelny! Już ja sobie porozmawiam z waszymi rodzicami! Nazwisko! – wyszeptał Ksiądz jeszcze silniej i głośniej niż przedtem, a napięcie w kościele naprawdę sięgnęło zenitu!
*
I wtedy Kolega Roberta zrobił coś niebywałego: w jednej chwili wybałuszył mocno oczy, wygiął jakoś tak dziwnie głowę, a później też usta… i wysapał coś w taki sposób, jakby to robił po raz pierwszy w życiu:
– …oootzee… t… h… k…
(I chociaż Robert dobrze znał nazwisko Kolegi, to w tym momencie naprawdę nie był pewien, którą z tych liter usłyszał… A może wszystkie trzy na raz?)
– Jak?! – wycedził Ksiądz przez zaciśnięte zęby.
– …oootzee… t… h… k…
– Ja wam dam! – wrzasnął teraz już naprawdę groźnie kapłan. – A ty?! Nazwisko!– zwrócił się teraz do Roberta.
Lecz w głowie mocno zdezorientowanego chłopca zaszła jeszcze jedna momentalna przemiana i w odpowiedzi na żądanie Księdza wydał z siebie przeciągłe:
– ….oooooczyssssssski…!
– Co?!
– ….oooooczysssski!
– Ja wam dam! Ja wam dam! – wyszeptał z nutą bezsilności Ksiądz. – Wezwę waszych rodziców i wtedy dopiero sobie porozmawiamy! A teraz siadać mi tutaj i niech was jeszcze raz usłyszę! – pogroził, po czym oddalił się i zniknął w zakrystii.
*
No i Robert z kolegą przez całe nabożeństwo byli już bardzo cicho.
I klękali kiedy trzeba….
I modlili się gdy trzeba…
A w odpowiednich momentach z nabożnymi minami przyłączali się do wspólnych śpiewów.
Aż roraty się skończyły i Ksiądz ostatecznie zniknął gdzieś za drzwiami swej ciemnej zakrystii pod zdobną barokową amboną…
*
– Jak myślisz, wezwie rodziców?
– Ja wiem… Nie wiem…
– A ta zaspa jeszcze tam jest?
– Skąd mam wiedzieć?! Trzeba zobaczyć…
– Ciekawe co to takiego ta orgia?
– Nie wiem. Pewnie jakieś pierdoły…
– Masz rację. Idziemy obejrzeć tę zaspę!
*
Autor tekstu i grafiki: Robert Gorczyński
(Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone)