RobertGorczyński.pl

Widzę Myślę Piszę

Domowe Demony – MIASTO.

„Nyski”
*
Było jeszcze ciemno, gdy pod siedzibę Rejonowej Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej podjechały dwie dostawcze „Nyski”. Tym razem jednak nie wyładowano ich ani skrzynkami z owocami, ani z warzywami. Nie wypełniono ich też słoikami.
Teraz, w obydwu samochodach, na ustawionych bokiem rozkładanych siedzeniach z czarnej skai, gnieździć się mieli przyszli koloniści z ośrodka wypoczynkowego w Gdańskiej Stegnie.
*
Centralka Pani Krystyny
*
Trasę przejazdu dwóch dostawczaków ustalono wcześniej ze ścisłą precyzją w przepastnych biurach RSO-P. Obsługująca telefoniczną centralkę, pani Krystyna, łączyć musiała zapewne wiele telefonów w tej sprawie. W końcu jednak zarówno kierowcy, jak i konwojenci, otrzymali ścisłe wytyczne. Poranna narada przed odjazdem trwała więc krótko.
Zasady były bardzo proste. Samochody miały trzymać się na odległość wzroku, a gdyby pierwszy z nich zbytnio się oddalił, czekać miał na ten drugi w najbliższej zatoczce. Półgodzinny postój zaplanowano natomiast, mniej więcej w połowie drogi.
*
Wsiadać! Odjeżdżamy!
*
Po naradzie konwojenci przywitali się ze wszystkimi rodzicami, odczytali listy obecności i odczekali aż rodzice pożegnają się ze swoimi pociechami. Młodzieży rozdano prowiant. W tym czasie kierowcy mieli chwilę na ostatnie oględziny pojazdów i na rozruch silników.
Aż padła komenda:
– Wsiadać! Odjeżdżamy!
*
Kiedy pierwsza „Nysa” zniknęła za rogiem ulicy, Robert skończył kiwać rodzicom i przez dłuższą chwilę skupił się na dobieraniu odpowiedniej pozy gwarantującej mu przetrwanie na bardzo teraz ruchliwym siedzeniu. Podobnie było z innymi. Obok Roberta siedział znacznie od niego mniejszy chłopak, który z wielkim trudem łapał równowagę i przy każdym zakręcie zjeżdżał z rozdygotanego siodełka na podłogę.
*
Radek mądra głowa
*
Po przeciwnej stronie, na jedynym czerwonym w „Nysce” krzesełku posadzono najstarszego, a w każdym razie największego w tym gronie ucznia. Chłopak sprawiał też wrażenie starego wygi. Siedział pewnie i nie wyginał się na zakrętach. A od walki z bezwładnością, bardziej interesowała go siedząca obok, wysoka blondyna z kręconymi włosami, Przyglądał się jej przy każdej możliwej okazji. Ona natomiast konsekwentnie udawała, że tego nie widzi…
*
– Radek jestem! – odezwał się nagle wysoki chłopak do średniaka.
– Robert – odpowiedział tamten cicho.
– Jak?! – wydarł się jego rozmówca. – Tu musisz walić głośno, bo inaczej nikt cię nie usłyszy!
– Rooobert! Jeeesteeeem! – zawył więc średniego rozmiaru chłopak. Mimo, że tak naprawdę, w tych uciążliwych i obcych mu warunkach, nie miał ochoty na żadne rozmowy.
– Serwus Robert! – odpowiedział Radek i podał mu rękę do mocnego uścisku.
– A ty młody?! – Radek odezwał się teraz do siedzącego obok chłopaka.
– Jatsuśś… Jestem… – wyseplenił „młody”.
– No to poznajcie też Joannę! Bo my już się znamy…– powiedział Radek z tajemniczym półuśmiechem i spojrzał na dziewczynę.
Ta jednak najpierw wzdrygnęła ramionami, później ledwie patrząc na chłopców powiedziała coś niedbale. Po czym, kompletnie ignorując ich grzeczne kiwnięcia głową, znowu zaczęła gapić się w okno.
– Aśka już tak ma… – skomentował jej zachowanie Radek i przeszedł do dalszego wywodu.
– Który raz? – zapytał nagle Roberta rzeczowym tonem.
– Drugi – odpowiedział tamten.
– A ty młody?
– Ale tso? – zaseplenił mały Jacek.
– Jeśli pytasz, to znaczy że jedziesz pierwszy raz i kompletnie nie znasz zasad – podsumował uczonym tonem Radek.
– No pielsy… – zgodził się Jacuś.
– No dobrze… To przynajmniej mamy jasność – roześmiał się Radek i podał malcowi dłoń. – My z Aśką już czwarty. I wiemy wiele. Możecie się więc pytać o szczegóły, bo sytuacja jest następująca: Z naszego miasta wyjechały dwie „Nyski”. Jedziemy do Stegny. To będzie lekko licząc jakieś osiem godzin.
– Osiem godzin…?! O matko! – jęknął Robert.
– Tak. Masz rację: ból – zgodził się Radek. – No ale przeżyjemy! Za cztery godziny postój. A na nim narada.
– „Narada”? – zdziwił się Robert.
– Mówisz, że jesteś drugi raz i pytasz o naradę?! Coś tu nie gra… – tym razem „zdziwko” chwyciło Radka.
– Byłem w Młyńczyskach i tam nie było żadnej narady! – odburknął poirytowany Robert.
– No dobra… Dobra…. – zastanowił się Radek. – Dobra… A iloma „Nyskami” wtedy jechaliście?
– Wtedy jechaliśmy jedną, a Żuk dojechał dopiero później.
– No i wszystko jasne! – obwieścił triumfalnym tonem Radek. – To powiedzmy, że jakoś ci się udało i możesz nie wiedzieć, że na kolonii są jasne zasady. Są ci z Warszawy, ci z Gdańska i ci z Wrocławia. Oni jadą autobusami. I jest ich bardzo wielu. Po prostu mrowie… Trzymają się razem i zadają pytania. A kiedy nie znają nazwy jakiegoś miasta, to zaczynają drążyć… I wtedy trzeba mieć jedną wersję i mówić jednym głosem! Bo inaczej… Kaplica! Przez cały turnus będą z nas lać! Będą robić sobie jaja i głupie kawały! Słowem: będziemy mieli przerąbane! Po prostu przerąbane!
– No dobra, ale o jaką „wersję” ci chodzi? – spytał Robert z przejęciem.
– Chodzi o to, że trzeba wiedzieć… Ile nasze miasto ma mieszkańców! – odpowiedział Radek.
– No ale przecież to wiadomo! – rzucił Robert. – W takim czerwonym „Zarysie Dziejów” czytałem, że około 20 tysięcy.
– Ja pie…dolę! – wrzasnął Radek, a Joanna przez chwilę zaniosła się szczerym śmiechem. – No i masz człowieku przerąbane! Jak tak powiesz, to nie tylko ty, ale my wszyscy z tych dwóch „Nysek”, mamy przerąbane!
– No ale… Dlaczego…?! – zawstydził się Robert.
– Stary…! – Radek był wyraźnie wzburzony. – Powiedz mi ile ma Warszawa?! Ile ma Gdańsk?! Ile Wrocław?!
– Nooo… Warszawa to chyba milion… – przypomniał sobie Robert jakiś strzęp wiadomości z lekcji geografii.
– Właśnie! – triumfował Radek. – A taki Gdańsk czy Wrocław, to idą w setki tysięcy! A jak ty im wyjedziesz z tymi 20 tysiącami, to po prostu… Po prostu zjedzą nas na śniadanie! – wykrzyknął Radek i… nagle zamilkł, a w całej „Nysce” zapadła długa i bardzo bolesna chwila milczenia…
– No to ile…? – przerwał ją w końcu Robert pełnym smutku tonem.
– Myślę, że minimum 100 tysięcy i mamy z nimi spokój! – włączyła się niespodziewanie Joanna.
– Co… ty?! – żachnął się Radek. – To nie przejdzie!
– A dlaczego?! – zdziwiła się Aśka.
– Po prostu – odpowiedział Radek. – Ci z Warszawy zawsze mają przy sobie drukowane przewodniki i składane mapy. Sprawdzą nas. Wyjdzie i będzie jeszcze gorzej. Będą wiedzieli, że wstydzimy się własnego miasta!
– No ale przecież się nie wstydzimy! – odpowiedziała twardo Joanna.
– W stu procentach zgoda! – obwieścił Radek. – I dlatego musimy dojść z tym do ładu. My z tej „Nyski”, na postoju musimy to ustalić z tymi z drugiej „Nyski” – powiedział Radek z naciskiem. – Ale przed rozmową lepiej mieć swoją wersję. Bo wtedy pójdzie szybciej. Przerwa trwa tylko pół godziny, a później już nie będzie czasu.
– No to ile? Może 50 tysięcy… – wtrącił się Robert.
Na co Joanna z niesmakiem pokręciła głową.
– Aśka ma rację. 50 to blisko 20, więc nadal obciach… – zanalizował Radek rzeczowo. – Ale czekajcie… Czekajcie….
MAM! Jadą dwie „Nyski” nie…
– Nooo… – zgodzili się Aśka z Robertem.
– I gdyby tak powiedzieć, że każda z tych „Nysek” jedzie z innej części miasta – kombinował dalej Radek. – Bo są przecież, tak na logikę, dwie jego części po dwóch stronach rzeki, nie?
– Nooo… – przytknęli znowu wspólnie Aśka z Robertem.
– Właśnie! – ciągnął Radek. – I gdyby tak powiedzieć, że każda z tych części ma po 40 tysięcy, to w sumie wyjdzie 80 tysięcy i… Szafa gra!
– No ale dlaczego nie chcesz powiedzieć, że nasze miasto ma 100 tysięcy i tak kombinujesz? – upierała się Joanna.
– A ty swoje… – odburknął Radek. – Przecież mówiłem, że ci z Warszawy mają atlasy i sprawdzają. Wyjdzie im czerwony przedział, albo te kółka na mapie za małe. Nie z tego przedziału. I będziemy mieli przerąbane!
– No dobra. Niech ci będzie! – skapitulowała Joanna.
*
Nieznany rozdział w dziejach miasta
*
I tak w wielkim skrócie minęła Joannie, Radkowi, Robertowi i małemu Jacusiowi, pierwsza część drogi do Gdańskiej Stegny.
Później młodzi podróżni posilili się bułkami z danego im prowiantu, a przez kolejne dwie godziny albo drzemali, albo też gapili się na drogę przez okna pędzącej „Nyski”.
Aż w końcu nadszedł czas postoju i wielkiej narady załóg obydwu samochodów. Wtedy też, podczas burzliwej lecz krótkiej dyskusji, argumenty Radka trafiły pozostałym kolonistom do przekonania.
I w ten oto sposób, na 2 tygodnie (mniej więcej dwa lata przed upadkiem komunizmu), pewne urokliwe średniowieczne miasto, stało się 80 tysięczną metropolią….
*
Autor tekstu i rysunku: Robert Gorczyński
(Wszelkie prawa autorskiej zastrzeżone)

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

*

© 2024 RobertGorczyński.pl

Designe By ilonaDESIGNGóra ↑