Wzniosła się nad rzeką.
I rzeka przybrała.
A jej zdrowy nurt pełen był wirów.
A wiry niosły strach.
(Nawet dla tych, którzy przyglądali im się z mostów),


A później wiosna poraziła wszystkich barwą:
Soczystą zielenią,
Słoneczną żółcią,
Makową czerwienią,
I niezapominajkowym błękitem.
Aż nagle wszystko stało się gorące.
Wszystko było tętniące.
Wszystko buzowało.
I wszystko gorzało…
A zapach bił od tego taki,
Że aż kręciło się w głowie!

I nagle wiosna zgasła…
Nagle przeszła w lato.
A wszyscy zdumieni
Zapadli w oczekiwanie.
I dzień za dniem przemijał…
I nic się nie działo aż do jesieni…