Kiedy miałem naście lat, to z serca popierałem Wałęsę i „Solidarność”,
Przez pewien czas należałem też do młodzieżówki KPN.
(kto dziś pamięta, czym była KPN? 🙂
Bo wtedy trzeba było wyjaśnić „panom” komunistom,
co o nich myślimy!
Aż nastał 1989. rok i Polska odzyskała Niepodległość.
A później przystąpiła do NATO.
I w 2004. roku wstąpiła do Unii Europejskiej.
I myślałem, że to już koniec…


Że cieszą się z tego – w Niebiesiech – Powstańcy Kościuszki, Powstańcy Listopadowi, Powstańcy Krakowscy, czy Powstańcy Styczniowi.
Że cieszą się z tego Powstańcy Warszawscy i Partyzanci z Armii Krajowej.
Że Polska już nie jest pod rosyjskim, ani niemieckim butem.
Że Polska jest wolna i równo w Europie traktowana.
Jak za Jagiellonów.
Tak myślałem…

Aż nagle „okazało się”, że: „to nie to”.
Że są tacy, którzy mówią, że:
„to nie ta Polska”, że: „nie o to chodziło”.

Lecz ja się z tego śmieję!
I to z całego serca się śmieję!
Bo dobrze wiem, że za czasów Pana Marszałka Piłsudskiego
(którego uwielbiam – kto mnie zna, ten to potwierdzi!),
też byli tacy, którzy mówili, że: „to nie to„, że: „nie tak miało być”.
że: „Piłsudski ukradł komuś żółte buty”,
że: „zdradził naród” itp., itd…
A mówili to ludzie bardzo podobni do tych,
którzy za komuny niczym się nie wyróżniali,
którzy siedzieli cicho,
Natomiast później…
Później powołując się oczywiście na Boga i na Naród,
przypisali sobie prawo do oceny:
kto jest Polakiem, a kto nie.

I dlatego właśnie pojąć nie mogę
wszystkich tych obecnych: „buntów”.
Tego wygadywania głupot o: „niewoli” i „braku niepodległości”,
I to w czasach, kiedy nikogo, za nic już nie biją.