Usiadł na krawędzi skały.
Jego nogi swobodnie zwisały nad przepaścią.
Jego tułów wychylał się ku bezpiecznej ziemi.
A nad tym wszystkim panowała głowa.
I to w jego głowie miał się dokonać wybór.
Mistrz trwał w tej pozie przez wiele godzin.
Dookoła zapadła niezwykła cisza.
Słońce, jak zawsze, przesuwało się po nieboskłonie.
Drzewa z mozołem budowały kolejne słoje.
Ludzie rankiem szli do pracy,
A wieczorem wracali do domów.
Nocą w oknach pojawiały się światła.
Ulicami zaś krążyły taksówki i autobusy.
Do portów zmierzały okręty.
A nad planetą unosiły się satelity…

Nagle Mistrz drgnął.
Wziął głęboki oddech.
Jego nogi łukiem wygięły się ku przepaści.
A tułów przywarł twardo do ziemi…
Wtedy właśnie głowa Mistrza dotknęła piasku.
Piasek...” – pomyślał Mistrz. – „Gdybym teraz pozostał na tym piasku, mogło by się okazać, że niczego nie osiągnąłem.
Czegóż jednak mógłbym dokonać, spadając w dół, nogami do przodu?
– powiedział Mistrz i spojrzał w górę…
A wysoko na niebie unosił się klucz dzikich gęsi.
Ich krzyk był tak głośny, że jak igła przeszył serce Mistrza.
Powstał więc Mistrz z ziemi i stanął pewnie na skalistym gruncie.
A teraz będę szedł. I kiedy będę szedł, nie zagrozi mi ani dojmująca cisza, ani zwątpienie, ani śmierć…